Podczas porannych obchodów tuż poza granicami osiedla, poniżej Świętego Wzgórza naszą drogę przeciął spieszący się, by odprawić poranna mszę ksiądz. Zaiste martwiący był to widok, świadczący o tym, że już nawet duchowieństwo pędowi cywilizacji ulega, bo najpierw szła głowa plebana, a dobry metr za nią podążało jego szacowne pierdnięcie.
Nie tylko to skłoniło Kumari i Almę, by sobotniego poranka czas zatrzymać, wziąć głęboki oddech, powitać Słońce, poprzeciągać się w trawie i swe boskie członki pośród szumu liści nieco powyginać.
W międzyczasie ubawiony tym widokiem Zielony Dalajlama odprawiał swe poranne rytuały nad grillem, którymi to na śniadanie obie (białą i czarną) Boginie uraczył.
Namaste!
Ps. Pies z głową w dół w tym czasie ucinał sobie drzemkę po śniadaniu, gdyż w dalszym ciągu, gdy Alma pokłon bije w jego towarzystwie, stanowi to dla niego komendę " Zepchnij mnie z maty, to będziemy się razem kulać" ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz